Paleolibertarianin Paleolibertarianin
374
BLOG

Romney? A co na to Polska?

Paleolibertarianin Paleolibertarianin Polityka Obserwuj notkę 3

Oczywiście jako Paleolibertarianin jestem zwolennikiem Rona Paula i uważam, że to on byłby najlepszym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jest to jedyny kandydat, który głosi hasła sanacji całego systemu gospodarczego w USA. Tylko jego pomysły są w stanie zastopować negatywne konsekwencje dla amerykańskiego sektora ekonomicznego, na które wpływ miały błędne działania kolejnych prezydentów trwające już ponad wiek.

Jednak nie to będzie głównym tematem mojej notki. Wśród zwolenników idei konserwatywno-liberalnej (środowiska Kongresu Nowej Prawicy) i libertariańskiej (Instytut Misesa) pojawiła się dyskusja na temat ewentualnej kadencji Rona Paula, mianowicie: Co ona może dać Polakom? Na pierwszy rzut oka to pytanie wydaje się o tyle słuszne, o ile wszyscy wiedzą, że Ron Paul chce wrócić do polityki izolacjonizmu. Wiązałoby się z tym wycofanie amerykańskich jednostek wojskowych z każdego miejsca poza granicami kraju.

Argumenty bywają ciekawe i pozwalają rozwinąć dyskusję na ten temat. Polscy zwolennicy Mitta Romneya twierdzą, że tylko on może nam zagwarantować bezpieczeństwo przed Rosją, która oprócz tego, że jest naszym sąsiadem, ubiega się o status mocarstwa. Elekcja Rona Paula wiązałaby się z tym, ze Amerykanie odpuszczą sobie sprawę Polski, która osamotniona zostanie pożarta przez Rosjan, którzy wciągną nas w swoją strefę wpływów.

Jednak warto sobie zadać pytanie: Czy powinniśmy wierzyć w deklaracje Mitta Romneya, który przyjeżdża do Polski i wręcz grozi Rosji, kreując ją jako naszego wielkiego wroga? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie warto rzucić okiem na historię Polski. Czy politycy, którzy obiecali Polsce ochronę przed naszymi wrogami dotrzymywali swoich obietnic? Kiedy mówię Mitt Romney, myślę Neville Chamberlain. Mówiąc o Stanach Zjednoczonych teraz, myślę o Wielkiej Brytanii w 1939. Polacy mają tendencję do oddawania się pod opiekę mocarstw, kompletnie zapominając o swojej racji stanu. Co za różnica kiedy polskim alfonsem będzie USA czy Wielka Brytania, kiedy z tonącego okrętu żaden alfons nie będzie ratował swoich ku***, tylko własny tyłek?

Zarówny polscy politycy jak i zwykli, szarzy obywatele powinni wiedzieć, że USA robi z nami interesy, z których tylko oni czerpią zyski. Osobiście nie wierzę w mocarstwowe zapędy Rosji w naszym kierunku, gdyż ten kraj ma obecnie wiele wewnętrznych problemów na głowie. Załóżmy jednak, że Rosja ma takie zapędy i traktuje Polskę jako swoją strefę wpływów. Czy w tym wypadku Stany Zjednoczone miałyby coś do powiedzenia? Oczywiście, że nie. Przykład Syrii i Iranu, który nie spędza snu z powiek amerykańskim dyplomatom to doskonale potwierdza (to m.in veto rosyjskie blokuje wszelkie próby bezpośredniej ingerencji w sprawy tych państw). Skoro Amerykanie nie są w stanie poradzić sobie z przeforsowaniem zbrojnej interwencji w państwach Bliskiego Wschodu to jak mogliby bronić polskich interesów gdyby zaistniał taki scenariusz?

Można też sobie spokojnie powymieniać co MY zrobiliśmy dla NICH:

  • Ministerstwo Obrony Narodowej zajmuje się wojnami, które nas kompletnie nie dotyczą, a są interesem dla wielu amerykańskich grup wpływu przez co oddajemy nonsensowną przysługę Amerykanom. Sama nazwa naszego resortu winna zmuszać polityków do korzystania z wojsk tylko w celach obronnych. Więc odpowiedzcie sobie na pytanie: W jaki sposób nasze misje wojskowe w Afganistanie i Iraku broniły naszego narodu?
  • Warto zwrócić uwagę na starania polskich głów państw. Bronisław Komorowski i Lech Kaczyński często odwiedzali Stany Zjednoczone, wracając z różnymi obietnicami, deklaracjami itp. - widać, że dla polskiej dyplomacji USA są wyjątkowo ważnym partnerem.

A co ONI dla NAS:

  • Kupiliśmy trochę złomu - amerykańskie F-16, o których z taką dumą mówił, urzędujący wówczas premier - Leszek Miller.
  • Otrzymaliśmy niezliczoną ilość ciepłych słów o tym, że Polska jest istotnym partnerem dla Stanów Zjednoczonych i ogólne deklaracje wiecznej przyjaźni i pomocy.
  • Przy każdej możliwej wizycie wysokiego dygnitarza z USA słyszymy, że "pomyślimy o zlikwidowaniu wiz".

"Historia lubi się powtarzać..." Należy jak najszybciej zrozumieć, że Amerykanie zawsze będą deklarowali chęć pomocy, współpracy a słowa przemienią się w czyn tylko wtedy kiedy im się to opłaci - co w przypadku Polski jest mało prawdopodobne.

Co więcej, należy uważać na kandydaturę Mitta Romneya z powodów ekonomicznych. Romney tak samo jak Obama nie ma zielonego pojęcia o polityce fiskalnej i jest w stanie doprowadzić amerykańską gospodarkę do ruiny. Jeśli legendarna, druga fala kryzysu naprawdę nadejdzie i dotknie amerykański kapitał tak jak zrobiła to w 1929 to odbije się na całym świecie, w tym i w naszym kraju. A kiedy USA będzie bankrutować (do czego zmierza już od dłuższego czasu) to nawet Romney nie kiwnie palcem w obliczu zewnętrznego zagrożenia Polski bo jak już wspominałem "alfons nie będzie ratował swych kur** z tonącego statku" - i to warto zapamiętać.

Tak naprawdę realia amerykańskiej polityki pokazują, że wybór między Romneyem, a Obamą jest dla polskiego interesu nieistotny. Jednak gdyby prezydentem został Ron Paul to mogłoby mieć prewencyjny charakter wobec zbliżającego się kryzysu oraz ratujący przed globalną katastrofą gospodarczą wiele krajów w tym Polskę. Poza tym mogłoby to zainspirować obywateli każdego państwa do szukania własnego Rona Paula.



 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka